Istnieje typ reżyserów wiernych jednemu autorowi, u którego odnaleźli cały swój świat, własny typ wrażliwości i humoru. Inscenizując teksty ukochanego pisarza, czują się jak ryba w wodzie i żaden nie ma dla nich jakichkolwiek tajemnic. Twórczość Gombrowicza to dla Waldemara Śmigasiewicza swoisty azyl. Parę sezonów temu nagrodzono jego reżyserię "Kosmosu" z krakowskiej Bagateli, chwalono gdyńską "Iwonę", mniej udany, acz nie pozbawiony scen interesujących był kaliski "Ślub". Śmigasiewicz znalazł sposób na inscenizowanie dzieł Gombrowicza - zanurza je wszystkie w jednorodnej stylistyce, w każdym spektaklu dokonuje podobnego wykrzywienia rzeczywistości. Niby dba o realizm, psychologiczne motywacje, a jednocześnie przyczepia bohaterom do szyi niewidzialny odważnik, ciężarek z napisem: "Forma". Tak też dzieje się w łódzkiej "Ferdydurke" z Teatru Powszechnego. Aktorzy nieoczekiwanie zastygają w nieoczekiwanych gestach i po
Tytuł oryginalny
Pożytki z monogamii
Źródło:
Materiał nadesłany
Przekrój nr 49