Był taki czas, że każda premiera sztuki Witkacego albo Gombrowicza stawała się w naszym życiu teatralnym wydarzeniem. Może dlatego, że - po długim okresie nieobecności na scenach - brano się w pierwszym rzędzie za utwory najgłośniejsze, z kanonu dramaturgicznego nowatorów, Oczy wiście i wówczas puryści, znawcy literackiego dorobku obu wielkich, miewali pretensje. (Twierdząc np., iż wersja sceniczna danego utworu wypacza jego myśl, kłamie poetyce, powiedzmy, Witkacego, ażeby wspomnieć tylko słynne batalia Puzyny.) Jednak sam fakt udostępnienia przez teatr utworów figurujących w najbardziej podstawowych leksykonach sztuki XX wieku był dla naszej publiczności ewenementem. Stanowił drożdże i pożywkę dla umysłów, frajdę dla koneserów - poniekąd niezależnie od końcowego efektu. Niemało też dawało do myślenia to, że za inscenizacje owych sztuk brali się chętnie twórcy młodzi. Dosyć wspomnieć, że prapremiera polska Szewców, prawdziwej summ
Tytuł oryginalny
Pożytki z klasyków (współczesności)
Źródło:
Materiał nadesłany
Odrodzenie nr 26