Po paroletniej przerwie otrzymałem znów zaproszenie do Kalisza. Za sprawą mojej troski o miejsce na ziemi dla książek, którą objawiłem śmiało w "Życiu Literackim" (nr 26/1977), wypadłem z obiegu i wcale tego nie żałuję, bo po latach odkrywa się i gustowne pokoiki w hotelu Prosna, i atrakcyjność krajobrazów, i wesołość, mimo wszystko, "cyganek" z bibliotek, wreszcie zalety czytelników. Trafiałem do sal z kompletem młodzieży, nauczycieli, inżynierów, naczelników, emerytów, lekarzy itp., obojga płci - w samym Kaliszu, w Stawiszynie, Krotoszynie, w Zdunach, Koźminie, Dobrzycy, Godzieszach, Gołuchowie, w Jedle i Jarocinie. Emocji miałem po same uszy, nie licząc kwiatów i honorarium. Ale mój szczery zachwyt i całkiem normalna satysfakcja brała się stąd, że nic ze sztuczności, nakazów i udawania, robienia dobrych min do złej gry. Skądże. Same perełki. Więc jeszcze mi w głowie kołacze pytanie, dlaczego honory dla pisa
Tytuł oryginalny
Pozostałości starego roku (fragm.)
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Literackie nr 1