W zawodzie doświadczyła tego, czego los oszczędził jej w prawdziwym życiu. Ona, panienka z solidnego krakowskiego domu z fortepianem, grała kobiety dotykające samego dna. - Moja mama, gdy oglądała moje przedstawienia, użalała się nade mną: "Boże, jak ty się męczysz. Ja nie mogę słuchać, jak płaczesz!" - mówi DOROTA KOLAK, aktorka Teatru Wybrzeże w Gdańsku.
W telewizji postawna, w rzeczywistości jest drobna i szczupła. W rozmowie sprawia wrażenie, jakby mówienie o sobie ją peszyło. Tak jak wspominanie przeszłości. - Nie koncentruję się na tym, co było. Trzeba iść do przodu. Do tego wniosku doszłam niedawno. Wcześniej traciłam energię na dzielenie włosa na czworo. Dziś szkoda mi na to czasu. Przed czterdziestymi urodzinami Dorota Kolak uznała: "No tak, czas przygotować się na to, że teraz będę dłużej czekała na ciekawe role". Los okazał się jednak przewrotny. Po latach przerwy dostała propozycje z kilku seriali, zaproszono ją do udziału w filmie. Zamiast zwolnić, jeszcze bardziej przyspieszyła. Tuż przed pięćdziesiątką powiedziała sobie: "Trzeba przystopować. Nadszedł czas na inne rzeczy, wreszcie zabierzesz się do habilitacji". I znowu się pomyliła. Jej kariera nabrała tempa - gra duże role w serialach "Barwy szczęścia" i "Przepis na życie", wystąpiła w filmach, m.in. w "Jestem twój"