Upodobał sobie Jacek Poniedziałek - reżyser - dramaty rodzinne Tennessee Williamsa. Sam je przełożył a teraz konsekwentnie wystawia. Lubi także Poniedziałek - reżyser - uwertury w swoich spektaklach. Początki, które zwiastują koniec zarazem. W "Kotce na gorącym blaszanym dachu" w Teatrze Ludowym w Krakowie, który nabiera nowego oddechu za sprawą dyrekcji Małgorzaty Bogajewskiej, dwukrotnie oddech się traci. Oddech robi się ciężki, ale i powoduje, iż ma się ochotę na więcej - pisze Sławomir Szczurek z Nowej Siły Krytycznej.
Reżyser serwuje powolne, pełne napięcia wyzbywanie się męskości przez Skippera. Staje przed nami ktoś, kto mocuje się z własnym wizerunkiem - przyszedł tu wprost z boiska sportowego, w kasku i ochraniaczach - z wyobrażeniem o silnym, barczystym i bezwzględnym wobec przeciwników sportowcu. W tej chwili "po" może już być w pełni sobą. Jest niemalże nagi, jak gdyby chciał pokazać kim jest naprawdę, wyzbyć się tego, co go ogranicza a zarazem szufladkuje. Pręży i napina mięśnie, jak gdyby chciał udowodnić męskość, sam siebie o niej przekonać i przy okazji innych. Za każdym razem, kiedy wydaje się już być temu bliski - pasuje. To tylko gra. Ale udawać nie może, nie potrafi, być może nie ma już na to nawet ochoty. Niepowodzenie w wykrzesaniu z siebie męskości i w przekonaniu żony przyjaciela, że się ją posiada, staje się powodem tragedii, która pociągnie za sobą kolejne dramaty. Znamienna jest wymiana bohaterów. Po tanecznej uwerturze Ski