Już sam plakat, będący dziełem wybitnego grafika Wiesława Wałkuskiego, do "Ostatnich dni ludzkości" Karla Krausa w Teatrze Powszechnym w Warszawie, tak bardzo odbiegający od codziennej reklamowej tandety, zapowiadał coś interesującego. I rzeczywiście... To niezwykły spektakl, podobnie jak autor sztuki. Karl Kraus, bo o niego tu chodzi, urodzony w 1874 r. cale życie mieszkał w Wiedniu. W Polsce mało kto o nim słyszał, choć należy do klasyki wiedeńskiej, takiej samej jak walce Straussów. Znał jego twórczość i cenił Zygmunt Hubner, nawet z aforyzmów Krausa "Pisać felieton, to tyle, co kręcić loki na łysinie" sporządził tytuł do swego tomu felietonów. Planował inscenizację "Ostatnich dni ludzkości" wybierając poszczególne sceny z 800-stronicowego tekstu. Do premiery nie doszło, bo Ministerstwo Kultury i Sztuki nie odpowiedziało na list dyrektora Hubnera dotyczący sfinansowania bardzo trudnego przekładu. Kraus był twórcą i osob
Tytuł oryginalny
Poznawanie wiedeńskiego klasyka
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna nr 130