- Wierzyłem i wciąż wierzę w to przedsięwzięcie - powiedział mi kilka dni temu Radosław Lewandowski [na zdjęciu], szef poznańskiej Sceny Rozmaitości. Trudno podzielać jego optymizm: prywatna scena jest zadłużona i być może w ciągu najbliższych tygodni zostanie zamknięta. Chyba że stanie się cud i znajdzie się ktoś, kto zechce w nią zainwestować prywatne pieniądze - pisze Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.
Z pewnością jest tu w co inwestować: bywały zimy, kiedy publiczność Sceny Rozmaitości siedziała podczas spektakli w płaszczach na popeerelowskich fotelach z czerwonej dermy. Bywało, że impresariaty przyjezdnych artystów odwoływały spektakle i trzeba było oddawać bilety. A repertuar? Przeważała komercja, choć zdarzały się też rodzynki. Mimo wszystkich wzlotów i upadków szkoda mi tego miejsca. Gdy przed dwoma laty odradzało się, pojawiła się nadzieja, że swój dom znajdzie tu wreszcie Polski Teatr Tańca - ceniony zespół, który od niemalże dwudziestu lat nie może się w Poznaniu doczekać własnej sceny. Wprawdzie twórcy PTT nigdy nie ukrywali, że dawna sala kina Grunwald nie spełnia wszystkich ich oczekiwań technicznych, to jednak - była. Niestety, od jesieni tancerze Ewy Wycichowskiej i ona sama ponownie wcielą się w role... petentów.