Twórcy ostrzegają przed scenami erotycznymi, przemocą i wulgaryzmami. To Brytyjczycy, którzy zaadaptowali "Operę za trzy grosze" dla londyńskiego National Theatre. Jak im wyszło - przekonamy się podczas transmisji w Nowym Kinie Pałacowym.
Aby prześledzić drogę od pierwowzoru "Opery za trzy grosze" do transmisji na żywo jej najnowszej, mrocznej adaptacji, trzeba spojrzeć parę wieków wstecz. Gdy John Gay napisał na początku osiemnastego stulecia "Operę żebraczą", nakreślił ją w gatunku angielskiej opery balladowej. Miała być rodzajem odświeżenia formuły opery - a może bardziej kpiną z jej konwencji. Anglicy zareagowali tak na podbój Wysp przez operę włoską. Piękny język wspaniałych bohaterów, wysokie morale i wyrafinowaną muzykę Gay przeciwstawił czemuś zupełnie z innej beczki. Dialogi w mowie potocznej przeplótł prostymi i krótkimi pieśniami. Wszystko po to, aby akcja rozwijała się wartko i bez opóźnień. Za bohaterów Gay obrał kryminalistów. Jako inspiracje posłużyły mu sławne postacie barwnych przestępców, których publiczne egzekucje wywoływały sensacje w Londynie. Być może jego największym grzechem była karykatura sir Roberta Walpole'a - niejako pierwszego