Śmierć! - woła królowa do kata. - Tak, madame, śmierć. Proszę o spokój! "Mary Stuart" w reż. Waldemara Zawodzińskiego dziś w Teatrze Nowym.
- To spektakl o okrucieństwie wobec siebie i innych - mówi reżyser Ekstatyczna, żarliwa modlitwa przeplatana badaniem miękkości karku. Perwersyjna chęć dotknięcia topora i toasty za życie wieczne. Ostatnie godziny skazanej na śmierć przez ścięcie Mary Stuart w dramacie Wolfganga Hildesheimera były co najmniej osobliwe. Dziwna przedegzekucyjna krzątanina, dialog kata z ofiarą, mieszanka pychy władzy i dziecięcej bezbronności u królowej, która potrafiła zrugać kata za złe obyczaje, by chwilę później zupełnie się rozkleić. Czy strach przed śmiercią wepchnął Mary w ramiona obłędu? Główną bohaterką jest oczywiście XVI-wieczna szkocka królowa, która pretendowała do tronu Anglii. Oskarżona o zamach na życie Elżbiety I, została stracona. Ale połączenie faktów historycznych i literackiej fikcji otwiera pole do interpretacji. Waldemar Zawodziński już się kiedyś z dramatem Hildesheimera zmierzył - 14 lat temu wyreżyserował "Mary Stu