Niegdyś polscy krytycy pisali o niej z zachwytem, acz z perspektywy kolonialnej. Dziś japoniści ujmują wartości jej przedstawieniom uznając, iż były one zaledwie "podróbką" klasycznych form teatralnych. A tancerka Hana Umeda z empatią i delikatnością wydobywa sceniczne ciało z grobu. Spektakl "SadaYakko" zobaczymy w piątek i sobotę w Pawilonie.
Dla Hany Umedy, artystki o pochodzeniu polsko-japońskim, która dopiero jako dorosła osoba nauczyła się języka japońskiego i w Japonii próbowała odnaleźć część swojej tożsamości, odkrycie postaci Sady Yakko musiało być sporym zaskoczeniem. Ta osoba sto lat temu była członkinią japońskiej grupy teatralnej, która jako pierwsza wyjechała z kraju. Artyści z Azji na Zachodzie robili show będące swobodną wariacją na temat sztuki japońskiej, co odpowiadało też w pewnym sensie ówczesnemu, egzotyzującemu wyobrażeniu Zachodu na temat tej kultury, zapotrzebowaniu na to, co obce, "dzikie", fascynujące. Sada Yakko w okolicach 1900 roku zdobyła sporą sławę w Europie, odwiedziła też Polskę. - Natknęłam się na nią jeszcze na studiach czytając Augusta Kisielewskiego, który napisał niewielką książeczkę "O teatrze japońskim", która tak naprawdę była poświęcona głównie Sadzie. Zetknął się z nią w 1900 roku podczas Wystawy Światowej w Par