Od 19 lat przyjeżdżają do Poznania. Razem śpią, jedzą, oglądają spektakle, ale przede wszystkim - intensywnie tańczą. W sobotę kończy się ich przygoda z tegoroczną edycją Dancing Poznań.
W szkole baletowej od wejścia słychać fortepian. Z sali nr 1 niesie się rytmiczne "one and two and three and four". Na "dwa" tancerze wyrzucają rękę w prawo, na trzy - zwieszają głowy, na cztery - wysuwają do przodu biodra. - Yes, much better! - chwali William Hotaling, prowadzący lekcję Contemporary Jazz. Na korytarzach - żółte kartki ze strzałkami. To drogowskazy dla uczestników Dancing Poznań: "masaże", "szatnie", "sala nr 3", "4", "5". Drzwi do auli są otwarte. Trwa lekcja tańca klasycznego dla tancerzy współczesnych. Wokół białego parkietu lustra i drążki. Wygięte ciała, obciągnięte palce, głębokie szpagaty nie pozostawiają złudzeń, że tancerze nie robią tego od wczoraj. Prowadzący, Tamas Moricz, tłumaczy łagodnie: Passe, coming down. Potrzeba ruchu Szkoła baletowa to od lat warsztatowe "centrum dowodzenia". Z podobnych obrazków, z czterech innych tegorocznych lokalizacji można by sklecić wiele historii. - Co roku spotykam tu