"Miłość na Krymie" w reż. Jerzego Jarockiego z Teatru Narodowego w Warszawie w Teatrze TV. Pisze Piotr Zaremba w W Sieci.
To widowisko, zarazem pożegnanie ze zmarłym przed rokiem wielkim inscenizatorem Jerzym Jarockim, utwierdziło mnie w przekonaniu, że śmierć Sławomira Mrożka to śmierć polskiego teatru. "Miłość na Krymie" przeniesiona do TVP 1 z Teatru Narodowego zaczyna się w roku 1910 prawie jak sztuka realistyczna. Tyle że co chwila jesteśmy częstowani aluzjami - a to na temat strzelby wiszącej na ścianie, a to pod adresem trzech sióstr Prozorow próbujących wyjechać do Moskwy. Szybko się orientujemy, na jaki świat patrzymy. Dziesiątki inscenizatorów katują Czechowa, naginają teksty, łączą fragmenty różnych utworów itd. Mrożek zrobił jedyną rzecz, którą zrobić wypada. On Czechowowi odpowiedział. Nawoływałem, aby, przykładowo, zamiast przebierać panią Dulska we współczesne stroje, co jest zabiegiem absurdalnym, sprzecznym z tekstem, ktoś spróbował napisać replikę. Ale brakuje talentów, pozostaje niemądre krycie się za nieżyjącymi autorami. Mro