Teatr Żydowski w zasadzie ma już niewiele do powiedzenia. Deweloper nie wpuści nikogo na swoją już działkę. Przedstawiciele teatru wskazują, że instytucja stała się przedmiotem rozgrywki w negocjacjach dewelopera z miastem - pisze Włodzimierz Neubart na blogu Chochlik kulturalny.
Gdy w czerwcu deweloper zagrodził wstęp do budynku Teatru Żydowskiego, wyłącznie dla dobra teatru - ma się rozumieć, czuliśmy wszyscy, że sprawa ma na pewno kilka poziomów. Zakończenie sezonu teatru, który artystycznie nie tylko podniósł się ostatnio z kolan, ale zaczął wręcz nadawać ton innym, było wprost dramatyczne. W pełnym słońcu, w kostiumach, artyści Teatru Żydowskiego szli kolumną na Plac Grzybowski (czy komuś to coś przypomina?), gdzie licznie zebranym widzom pokazywali fragmenty "Skrzypka na dachu". Teatr zachował się pięknie. Nie tylko zwrócono wszystkim widzom pieniądze za bilety, ale też zadbano, by ludzie nie czuli się zawiedzeni. Ten "Skrzypek na dachu", na którego wciąż czekam w pełnej wersji z dekoracjami, wybrzmiał na powietrzu wzruszająco, prawdziwie i pięknie. Po początkowej lawinie pism, których lektura nie wnosiła do sprawy niczego, zapadła głucha cisza. Wiadomo było tylko, że trwają rozmowy... Jako�