EN

14.02.2005 Wersja do druku

Pożegnanie. Emilia Radziejowska

Przedwcześnie zmarła EMILIA RADZIEJOWSKA. Ale i tak o dziesięciolecia przeżyła swój teatr. Teatr, który mieścił się ongiś na Broadwayu róg Litewskiej - starą, rewiową Syrenę, gdzie za czasów Gozdawy i Stępnia była Radziejowska uroczą młodą gwiazdą.

Nauczył jej tego Ludwik Sempoliński, gdyż pod jego to kierunkiem miała w 1957 roku szczęście ukończyć krótko istniejący Wydział Estradowy warszawskiej PWST. Była żoną kolegi ze studiów Wojtka Radziejowskiego. Prześlicznie prezentowała się ta para. On - wysoki, szczupły, smagły, ona - dołeczki w policzkach, zadarty nosek, cała w uśmiechach, cała w ruchu. Jak to ze studenckimi małżeństwami często bywa, niezbyt długo ze sobą wytrwali. Za to ona długo wytrwała w swej ukochanej Syrenie. Za dyrekcji Gozdawy i Stępnia była w ich legendarnych widowiskach rewiowych niezmiennym symbolem seksu. Miała satysfakcję wspierać swą młodością i urodą starych mistrzów - samą Lodę Halamę, Adolfa Dymszę, Ludwika Sempolińskiego, Kazimierza Krakowskiego, Tadeusza Olszę. W późniejszych latach, po odejściu Gozdawy i Stępnia, rzadziej już pojawiała się na scenie. Zagrała jeszcze, jakby na pożegnanie dawnej epoki, fertyczną Yvettę w "Skoku do łóżka"

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Pożegnanie. Emilia Radziejowska

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wyborcza - Stołeczna nr 36/12-13.02

Autor:

Witold Filler

Data:

14.02.2005