- Nikt z aktorów, którzy ze mną pracowali, nie podejrzewał, że ja udaję, szukam. Że nie znam swoich przedstawień, na miejscu je wymyślam. Też dlatego, że jestem samoukiem, nikt nie założył mi klapek na oczy. Nie nauczono mnie teatru. Na szczęście dlatego było mi łatwiej - Adam Hanuszkiewicz w rozmowie z Tomaszem Jastrunem w 2007 roku.
Wybitny reżyser, aktor i wychowawca kilku pokoleń aktorów. A jednak w ostatnim przed śmiercią wywiadzie Adam Hanuszkiewicz mówił mi mniej o teatrze, a więcej o sobie. Najszczerzej i najintymniej, jak potrafił. Już będąc dzieckiem, oglądałem go w telewizji i w teatrze. Głos, uroda - robiło to wrażenie nawet na dziecku. Potem słynne spektakle, dalej wiry lat 80. Pod koniec tych lat nagle do mnie zadzwonił, po jakimś moim tekście w paryskiej "Kulturze", zaprosił, abym pojechał z nim i z jego zespołem na Litwę, która stała u progu wolności. Od tego czasu spotykałem go na tyle często, by czuć się z nim blisko, ale na tyle rzadko, by za każdym razem mieć poczucie przygody. Adam był niezwykły, także w swoich słabościach, nawet jego narcyzm miał klasę. Byłem potem świadkiem jego zmierzchu, kiedy zaszył się w depresji, która nie opuściła go już do końca. Zdążyłem spotkać się z nim, gdy coraz głębiej zapadał w milczenie. Był jak wielki