Dla jednych inteligentni i aluzyjni, dla drugich tanie zgrywusy - pisze Wiesław Kot w Przeglądzie.
W Warszawie zrobiło się duszno. Jak nie martyrologia, to rechot kolejnej "biesiady humoru i satyry". Że pendolino awaryjne, a metro się spóźnia. "Trzeba się otworzyć, wyluzować, przypajacować trochę", mówi na to Maciej Łubieński (trochę dziennikarz, trochę nie wiadomo kto) do Michała Walczaka (dramaturga, ale z Sanoka). Przypajacować tak, żeby ci, z których drzemy łacha, brali gacie w garść i spieprzali. I już powstaje najgłośniejszy teatr w Polsce. Pożar w Burdelu! Zaczynali pod taką nazwą w Klubie Komediowym na Chłodnej 25. Była to taka sobie BurdelTrupa, na wpół improwizowana (występującym zdarzało się zapominać tekstu, jeżeli w ogóle jakiś był), pod kierownictwem Michała Walczaka i Macieja Łubieńskiego. Artyści to aktorzy po trzydziestce i po paru sezonach na scenach prowincjonalnych. W Warszawie mogli kelnerować, bawić się w psychoterapeutów lub wynajmować na kursy dla korporacji, żeby odgrywać aktorskie scenki z cyklu: rozmowa