Ostatnio, właśnie w grudniu, rozgorzała spóźniona co najmniej o kilka, jeśli nie kilkanaście lat dyskusja o stanie kultury Wrocławia. Wywołał ją, sztucznie zresztą dmuchany, artykuł Tadeusza Burzyńskiego pt.: "Wielki grajdoł". I właściwie na tym należałoby informację zakończyć. O tym, że Wrocław ślizga się po pochyłej desce kultury (och, co za wyszukana metafora!), wiadomo od dawna, wróble ćwierkają od lat, a i Wasz korespondent nieraz dawał temu wyraz w swoich notatkach, starając dzielić się w miarę sprawiedliwie cienie i blaski. O wciąż załamującej się pozycji teatru wrocławskiego krakałem, ostrzegawczo, czy tylko jak ten głos na pustyni, od lat, dziwiąc się nawet Markowi Jodłowskiemu, którego dobre serce kazało sprawozdawać raczej ciepło, a nieraz i słodko. Ale oto czytam nowego Jodłowskiego w "Odrze" i widzę, że odciął się od optymizmu, tłumacząc się, że zajmował się tylko tym, czym powinien się zajmować. Słowem, wid
Tytuł oryginalny
Poza opłotki
Źródło:
Materiał nadesłany
Opole nr 2