Mimo kilku świetnych pomysłów, kapitalnej scenografii i dużego zaangażowania zespołu aktorskiego, spektakl poległ z winy reżysera - o "Czasie kochania, czasie umierania" w reż. Jacka Jabrzyka w Teatrze im. Szaniawskiego w Wałbrzychu pisze Sebastian Krysiak z Nowej Siły Krytycznej.
"Czas kochania, czas umierania" Fritza Katera, został uznany najlepszym dramatem niemieckojęzycznym sezonu 2002/2003 w Niemczech. Kater obserwuje w nim mechanizm funkcjonowania ludzkiej pamięci, podgląda także, jak zachowuje się jednostka w dobie totalitaryzmu i przemian dziejowych. Spektakl Jacka Jabrzyka, oparty na tekście niemieckiego dramaturga, jest ostatnią premierą w sezonie 2008/2009 w Teatrze im. Szaniawskiego w Wałbrzychu. "Czas kochania, czas umierania" został odarty z większości fragmentów sygnalizujących, że akcja dzieje się w NRD, w czasach, kiedy mur berliński chylił się ku upadkowi. Reżyser chciał zuniwersalizować dramat, co w kontekście całego spektaklu okazało się fatalna pomyłką. Siłą dramatu Katera był portret młodych, wchodzących w dorosłość ludzi, którzy na przekór otaczającemu ich światu, chcieli prowadzić normalne życie. Wszystko stawało im na przekór; trącona nazistowskim sznytem szkoła, rodziny rozbite ucieczkam