Byłem niedawno na stoosiemdziesiątym trzecim przedstawieniu "Tanga". Trudno było o bilety: ponieważ Stary Teatr wyrusza na zagraniczne tournee, publiczność zrozumiała - mylnie - że sztuka schodzi z afisza: i przystawiano krzesła, gdzie się tylko dało. Może więc w Krakowie będzie z "Tangiem" tak, jak z "Lekcją" Ionesco w Paryżu? Może będzie szło zawsze, niczym hejnał mariacki? Powodzenie ma w każdym razie zdumiewające: nie pomniejsza go ani znużenie aktorów ani obycie publiczności, która musi przecież dobrze wiedzieć, jak skończy się historia Artura. Na "Tango" chodzi się więc zapewne jak na klasyków, aby rozpoznać się w postaciach i odnaleźć nieprzeczuwaną aluzję, nierozpoznane znaczenie. W Londynie istnieje podobno zwyczaj, że krytycy zaglądają po raz wtóry na przedstawienie, które już raz ocenili: i nieraz piszą nowe sprawozdanie, poprawiając się i uzupełniając. Ośmielę się więc chwilę pomedytować nad "Tangiem"
Tytuł oryginalny
Powtórka z "Tanga"
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Literackie Nr 44