Jak w przypadku polskiej służby zdrowia, tak i w przypadku polskiej kultury nie jest za dobrze. Wszystkie poprzednie rządy po upadku komunizmu ws. opieki zdrowotnej przepychały jedynie sprawę dalej, starały się ubrać w nowe ciuchy rozkładające się już ciało, a kwestie kultury skrzętnie olewały (te komunistyczne interesowały się jedynie, czy nie przekazuje ona czasem "niebezpiecznych treści" dla systemu) - z planem reformy zarządzania kulturą prof. Jerzego Hausnera polemizuje Bartek Ślosarski na swoim blogu na stronie lewica.pl.
Zza politycznego grobu powrócił Jerzy Hausner, za czasów postkomunistów był on wicepremierem i ministrem finansów. Później zaś, gdy dziejowe trendy się odwróciły, był w Partii Demokratycznej. Aktualnie pracuje on dla platformerskiego rządu, tworząc reformę zarządzania kulturą. Określa się ją mianem radykalnej. Nie, to nie jest wcale początek political-fiction mojego autorstwa. To jest raczej political-non-fiction autorstwa Donalda Tuska i ministra kultury. Środowa "Gazeta Wyborcza" donosi o planach Hausnera i Platformy. Okazuje się, że po prawie przeprowadzonej prywatyzacji służby zdrowia oraz samych tylko zakusach na szkolnictwo teraz dostanie się kulturze po łapach. Dostanie się, bo już przy samym wywiadzie twórca pomysłu określał instytucje kulturalne, zatem także i ludzi je tworzących, jako oportunistyczne i etatystyczne - nie trudno przewidzieć, więc jak ludzie broniący się przed reformą będą określani. A po łapach, dlatego, że obi