Kiedy kurtyna idzie w górę oglądamy scenę wielką i pustą. Zabudowaną, jak w operze lub tragedii historycznej, od góry do dołu monumentalną architekturą z portretami antenatów. Nastrój jest podniosły i romantyczny. Zza sceny dochodzę wzniosłe dźwięki Beethovenowskiej symfonii. Na proscenium młoda i bardzo egzaltowana dama deklamuje poetyckie strofy o życiu, kwiatach i pięknie natury. Tekst jest tu wyraźnie rozdzielony od interpretacji. Słowa są pretensjonalne, banalne i głupie. Interpretacja bardziej serio, z tą leciutką tylko nutą parodii, która nie każdemu i nie od razu odsłania klucz tego spektaklu. Teatr kaliski od paru już dni, przy szczelnie wypełnionej widowni, gra "Trędowatą" Mniszkówny. Przekorny i zabawny jest ten spektakl. I niejako wbrew wszystkim oczywistościom swej literatury, złożony, wielowarstwowy. Maciej Prus, reżyser przedstawienia, wyszedł bowiem z jednego możliwego chyba w tej sytuacji założenia, że
Tytuł oryginalny
Powrót "Trędowatej"
Źródło:
Materiał nadesłany
Głos Wielkopolski nr 21