Teatr Syrena przyzwyczaił nas do tego, że zawsze się można tam pośmiać, choćby nawet z nadmiernych ambicji autorów scenicznych w rodzaju pp. Grońskiego i Passenta. Śmiejemy się tam także i wtedy, gdy część widzów udaje, iż się niepomiernie zgorszyła biwakowym żołnierskim humorem i językiem młodego imć pana Fredry. Nie zdarzyło mi się oglądać tych szczerze zgorszonych, którzy na znak protestu demonstracyjnie opuszczaliby tzw. podwoje. Na szczęście dla moralnie wstrząśniętych - tym razem nie muszą udawać oburzenia, czy też manifestować ogrom swych zgorszeń na łamach cierpliwego tygodnika pod humanistycznym szyldem "Odrodzenia". Te sztuki popierał nawet Adam Grzymała Siedlecki, słuszny światopo-glądowo krytyk, a także autor podobnych w tonie fars. Tyle że oryginały francuskie o całe niebo były lepsze. Oto w reżyserii Romana Kłosowskiego, także odtwórcy roli Pana Prezesa wróciła nam miłościwie na sceniczne deski sama Pani Prezesowa.
Tytuł oryginalny
Powrót Prezesowej
Źródło:
Materiał nadesłany
"Rzeczywistość" nr 6