Myślę, że warszawski Teatr Polski z kilku powodów powrócił do "Cyrana de Bergesrac" Edmunda Rostanda. Po pierwsze - ze względu na Mariana Kołodzieja. Znajdujący się w świetnej formie scenograf dał połączenie srebrzystości i zwierciadeł, szyk odbijających światła zewnętrzna i gobelinów zaznaczających atmosferę Hotel de Bourgogne, żartobliwych dań w oberży, szańców, murów klasztoru. Nie brak nawet i podestu, przebiegającego poprzez widownię. Chodziło zapewne i o popis dla wybitnego aktora, Krzysztofa Chamca. W roli Cyrana ważny jest jego głęboki i mocny głos, opanowanie rytmu, płynącego tu kaskadami, zwrotność postaw, szerokość gestu, celność ruchu, ciepło intonacji (na przykład gdy mówi o swej wielkiej a nie wyznanej miłości). Pewnym mankamentem wydaje się zacieranie końcówek, gdy aktor ścisza lub przyspiesza frazę. A także - trudność połączenia szermierczej gry z improwizowaniem wiersza w scenie pojedynkowej. Co do momentu "ba
Tytuł oryginalny
Powót "Cyrana de Bergerac"
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy nr 59