- To jest świetny tekst, napisany z fantastyczną świadomością sceny. Bohaterowie grzebią w swojej i cudzej duszy. To może być interesujące, nieprzyjemne, okrutne. Tak to właśnie jest w przypadku "Jesieni i zimy" - mówi Andrzej Domalik, reżyser spektaklu, którego premiera odbędzie się w niedzielę w Teatrze Dramatycznym.
Aktorzy grający w "Jesieni i zimie" zostali zamknięci w scenografii przypominającej klatkę. - Tych kilka dramatów, które Noren napisał, nazwano kwartetami rodzinnymi. Są tak skomponowane, że zawsze sprowadzają się do zamkniętej przestrzeni. Bardzo szeroko rozumianej, nie tylko scenograficznej, ale też duchowej, życiowej - wyjaśnia Andrzej Domalik. - To jest opowieść o sytuacji, z której tak naprawdę nie ma wyjścia. Dramat bohaterów polega na tym, że oni potwornie, gwałtownie, prawie za wszelką cenę próbują to wyjście znaleźć. Kiedy rozmawiałem o tym z Marcinem Jarnuszkiewiczem, scenografem, doszliśmy do wniosku, że trzeba na scenie stworzyć taką przestrzeń, w której aktorom będzie trudniej, a nie łatwiej - dodaje. Historia rodziców i dwóch córek, którzy spotykają się na tradycyjnym niedzielnym obiedzie, nie jest błaha. - Muszę być uczciwy wobec tego utworu i nie mogę powiedzieć, że to będzie przedstawienie łatwe i przyjemne. To