"Letnicy" Maksima Gorkiego w reż. Macieja Prusa w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Po petersburskiej premierze (1904) łajano autora, że wystawił taki nieprzychylny portret inteligencji, a sam nie potrafił złożyć porządnego dramatu. Tylko gadają, gadają, gadają i czort wie, co z tego wynika. Coś w tym jest, skoro Stanisławski nie chciał w ogóle grać "Letników". Podobne opinie słychać i dzisiaj, a to najlepszy dowód, że sto lat po premierze dramat Gorkiego wciąż trafia w sedno: inteligencja odkleiła się od rzeczywistości, straciła duchowe przywództwo, porzuciła dawne ideały i zajmuje się groszoróbstwem. Gorzkie to słowa, ale kto ma oczy do patrzenia, a uszy do słuchania, z łatwością znajdzie analogie. Toteż "letnicy", czyli ludzie na wiecznym urlopie od odpowiedzialności, uwierają sami siebie. Nie potrafią znaleźć sobie miejsca albo odrobiny prywatnego szczęścia. Coś w ich życiu się nie składa, dawny entuzjazm przygasł. Słowem - atmosfera jak z Czechowa, tylko ambicje społeczne bardziej radykalne. To wszystko wi