W repertuarze operowym istnieją dzieła, o których powodzeniu decyduje nie mistrzostwo belcanta czy muzyczne piękno partytury, ale dramaturgia libretta i wyrażająca ją muzyka, oddająca charakter postaci, kreśląca dźwiękowo sytuacje sceniczne, narzucająca patos, tragizm, liryzm czy komizm poszczególnych sekwencji spektaklu - pisze Sławomir Pietras w Tygodniku Angora.
Do grupy tej należą między innymi dramaty muzyczne Wagnera, opery Prokofiewa, Szostakowicza, Janaczka, Szymanowskiego, Hintemitha, Brittena, Poulenca i Pendereckiego. Mogą one być (i są!) terenem inscenizacyjnych harców zarówno reżyserów utalentowanych i wyedukowanych, jak i scenicznych grafomanów, od których nie zawsze umieją się opędzić dyrektorzy teatrów. W pierwszym przypadku powstają spektakle uskrzydlone wizjami inscenizacyjnymi, głęboko zapadającymi w pamięć melomanów. W drugim jesteśmy świadkami czegoś w rodzaju operowych korupcji, na które - przynajmniej na razie - nie ma ani policji, ani paragrafów! Niemal idealnym przykładem zespolenia wszystkich elementów dzieła w służbie pięknego śpiewu było przedstawienie "Macbetha Verdiego", które zafundowała nam łódzka agencja Grand Tour w Teatro San Carlo w Lizbonie. Logiczne poprowadzenie gry solistów, uroda scen zbiorowych, piękne dekoracje i kostiumy oraz świetna interpretacja muzyczna o