"Frankenstein" Nicka Deara wg powieści Mary Shelley w reż. Bogusława Lindy w Teatrze Syrena w Warszawie. Pisze Aneta Kyzioł w Polityce.
Adaptacja powieści Mary Shelley zrobiła furorę w londyńskim National Theatre, gdzie spektakl wyreżyserował zdobywca Oscara Danny Boyle, a w głównych rolach wystąpili Benedict Cumberbatch i Johnny Lee Miller. Teatralnego "Frankensteina" wyróżniał filmowy montaż, podział na 36 scen-obrazów. W Syrenie jest podobnie, tyle że Bogusław Linda po każdej stosuje wyciemnienie, podczas którego jedni aktorzy schodzą ze sceny, inni wchodzą, scenografia zaś pozostaje niezmienna - to pusta scena, na której z rzadka pojawi się krzesło, łańcuchy, a raz nawet łóżko. Razem z irytującą muzyką Michała Lorenca daje to poczucie reżyserskiej nieporadności i wzmaga nudę. Zwłaszcza że większość z 36 scen polega na tym, że kolejni bohaterowie przerażają się na widok Potwora, a następnie go obrażają i/lub biją. Tymczasem znacznie bardziej przerażające od Potwora jest tłumaczenie adaptacji Deara, mieszające bez ładu i składu język XIX-wiecznej powieś