Białystok ma szansę na coś oryginalnego i wyjątkowego. Na Operę Podlaską, a właściwie na Centrum Muzyki i Sztuki - coś, co ma być miejscem i dla teatru muzycznego, i orkiestry symfonicznej, baletu czy słynnych chórów. I jeśli owo Centrum powstanie, to tylko dlatego, że w odpowiednim miejscu i czasie znalazł się dyrektor Filharmonii Białostockiej Marcin Nałęcz-Niesiołowski, który rok temu rzucił hasło: "zbudujmy operę" - pisze Rafał Malinowski.
I o dziwo, znalazło się kilku ludzi, którzy - zamiast powiedzieć, jak to jest u nas w modzie: "nie, to się nie uda" albo prościej: "a po cholerę to nam?", powiedzieli nieoczekiwanie: "to jest myśl, warto spróbować". Na dodatek byli to ludzie z dwóch różnych obozów politycznych i dwóch różnych samorządów. Oto marszałek z Suwałk, Janusz Krzyżewski i prezydent miasta Ryszard Tur z Białegostoku, zaczęli robić "coś" wspólnie i to "coś" z fazy gadania powoli wchodzi w fazę realizacji. Zgoda buduje? Do tego oczywiście jeszcze daleko i jak to w Polsce, a zwłaszcza w Białymstoku, od razu odezwali się krytycy, że to niepotrzebne, że nas nie stać, że nikt nie będzie z tego korzystał. Otóż tym wszystkim dedykuję przypowiastkę historyczną - przed II wojną światową Białystok nie miał w ogóle porządnego teatru dramatycznego. Wtedy znaleźli się Polacy - wizjonerzy, bo trudno ich inaczej nazwać, którzy w biednym, polsko-żydowsko-robotniczym mie�