"Znikające szkoły" Hermiony G. w reż. Pawła Świątka w Teatrze im. Szaniawskiego w Wałbrzychu. Pisze Adriana Prodeus, członkini Komisji Artystycznej XX Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Wcale nie jesteście tak dobrze wykształceni, jak wam się wydaje - tak zaczyna się spektakl Pawła Świątka w Teatrze Dramatycznym im. Szaniawskiego w Wałbrzychu. Nie jesteśmy? Ja, owszem, mam świadomość ogromnych zaległości, z niektórych przedmiotów nawet na poziomie podstawówki. I, jak pewnie większość publiczności "Znikających szkół", nie cierpiałam szkoły, więc cieszę się, że już nie muszę do niej chodzić. Właśnie dlatego bycie wtłoczonym z powrotem w szkolną maszynę, co nam fundują twórcy spektaklu, stanowi przykre i zarazem komiczne przeżycie. Akcja sztuki, podobnie jak poprzednich przedstawień Świątka, "Smutków tropików" czy "Mitologii", toczy się w przyszłości. Instytucja oświaty została już wyeliminowana ("nie ma już edukacji, jest tylko internet"). O kształceniu słyszymy, że to proces samoczynny, czemu nie bardzo wierzę, bo nie przypuszczam, żebym bez obowiązku szkolnego wyszła poza ułamki. Teatr udowadnia nam jednak