- Aktorstwo stało się rodzajem autoterapii. Zdecydowałem się na nie, bo wierzyłem, że mam w sobie jakąś iskrę bożą, która pozwala mi być na tyle bezczelnym, by uprawiać ten zawód - mówi ARTUR BARCIŚ, aktor Teatru Ateneum w Warszawie.
Jan Bończa-Szabłowski: Pańskie aktorstwo rozpięte jest między dwoma tak skrajnymi zjawiskami jak filmy Krzysztofa Kieślowskiego i sitcomy. I ciągle mam wrażenie, że reżyserzy nie mają pomysłu, jak zagospodarować środek. Artur Barciś: Z tym rzeczywiście bywa trudno. Ale sam chyba w tej chwili tego próbuję. Myślę zwłaszcza o "Rozkładach jazdy" Zelenki, które w Teatrze NaWoli reżyseruje Agnieszka Lipiec-Wróblewska, a gram tam razem z Beatą Fudalej. Zdając sobie sprawę z wielkiej popularności "Miodowych lat", staram się oderwać od sitcomu, choć absolutnie go nie przekreślam. Chcę tylko udowodnić, że potrafię jeszcze inne rzeczy. Dlatego też na tegorocznym Festiwalu w Gdyni są trzy filmy z moim udziałem, gdzie gram role stricte dramatyczne. Na udział w serialu "Ranczo", zgodziłem się tylko dlatego, że pierwszy raz miałem okazję zagrać postać negatywną, jaką jest Czerep. Wymyśliłem go sobie tak, że nie wszyscy mnie poznali. Zachęcam do w