Własnej drogi można poszukiwać na wiele sposobów. Młodzi, wrażliwi buntownicy z gryfińskiego Teatru "6 i Pół" najlepiej odnajdują się w sztuce. Deklarują, że ich ekspresja nie powinna szokować i wzbudzać skrajnych emocji. W ich twórczości nie ma miejsca na prowokacją, ale w wymowie są bardzo sugestywni. Poruszają ważne tematy i namawiają widza do chwili zadumy - pisze Anna Makuchowska w Kurierze Szczecińskim.
Zabawa obrazem Jak sami twierdzą, najczęściej posługują się środkami formalnymi. Obrazy mają się składać na życie z krwi i kości. Ale w ich twórczości nie brakuje też i abstrakcji. Metafora musi opowiadać o sprawach ważnych, ale towarzyszących nam codziennie. - Gdy chcemy coś wyrazić, to celowo stosujemy formę wyolbrzymienia i pewnej sztuczności. Dlatego kobieta to w naszym spektaklu manekin. Chcemy bawić się słowami, gestami i obrazami. Subtelnie, ale i wyraźnie. Metafora nie przysłania sensu naszej wypowiedzi - podkreśla Krzysztof Gmiter, reżyser. Twórcy nie boją się jednak pociągnięcia grubej kreski, ale nie powinien to być efekt sam w sobie. Przyznają, że widzowie często z marszu, tuż po spektaklu zarzucają im, że coś wydarzyło się na scenie niepotrzebnie. Ale to tylko pierwsze wrażenie. Treści przekazywane przez "6 i Pół" trzeba przemyśleć i przetrawić. - Czasem widzowie wychodzą z naszego przedstawienia z przeświadczeniem,