"Zemsta" Aleksandra Fredry w reż. Anny Augustynowicz w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.
Postny, bo skromny inscenizacyjnie, ale też pozbawiony wdzięku, urody języka, charakterów postaci, intrygi wreszcie. Obrany z mięsa szkielecik "Zemsty" prezentuje się mizernie i niezbyt jest pożywny. Na scenie jest czarno i ubogo: podest, na nim trzy ramy z siatką, przed podestem stół okryty czarnym obrusem, krzesło, skrzynia. Aktorzy w prostych współczesnych strojach. Z lewej stanowisko perkusisty z bębnem. Perkusista (Daniel Malchar) zagra Dyndalskiego, Śmigalskiego i resztę sług Cześnika. Jest młody i zdystansowany, perkusją ma coś podkreślać w spektaklu, ale jakoś niezbyt to jest konsekwentne, a bębnienie i szuranie częściej zagłusza aktorów, niż pomaga widzom. Z powodu skromności inscenizacji, ograniczonej do wchodzenia aktorów na podesty i schodzenia z nich, a także stania i wygłaszania kwestii z dodatkiem gestykulacji, siłą rzeczy trzeba skupić się na słowie. To znaczy widz ma się na tym słowie skupić, żeby coś ze spektaklu zroz