EN

18.12.2017 Wersja do druku

Postkolonializm polskiego "Janusza"

Pasażerowie czekają dodatkowe pół godziny na płycie lotniska zanim wysiądą z samolotu w Cho Chi Minh. To spore poświęcenie zwłaszcza po 10 godzinach lotu. Wszyscy czekają na wietnamską policję, która najpierw ma zabrać awanturującego się pijanego pasażera. Tak zaczynają się wakacje jednego z polskich "Januszy" - pisze Dana Łukasińska.

Wietnamska policja zabiera polskiego "Janusza" w obstawie sześciu chłopa. W samolocie pasażerowie robią zdjęcia aresztowanemu "Januszowi", który agresywnie zachowywał się wobec stewardes i innych pasażerów. "Nasi to potrafią" - słychać. Nie wiadomo czy powiedziane z dumą czy ironią. Pada hasło, by "odbić" "naszego" z rąk Wietnamczyków. Dziwne, ale jakoś nikt go nie podchwytuje. "Januszy" jest kilkunastu. Są biali. Są z Europy. Są Polakami. Są w stadzie. Właśnie urwali się z łańcuchów zależności od żon, matek, szefów. Dopiero tutaj pójdą w długą. Ahoj przygodo, piję bo mnie stać, i bo mogę, czego nie da się przecież powiedzieć o tych "żółtkach". Wiecie, że oni zaliczają zgon po naszej wódce? Nie to co my. Wiadomo. Nasze brzuchy mówią o nas najlepiej. Za kołnierz to my nie wylewamy, o nie. Są biali. Są z Europy. Są Polakami. Są w stadzie. Choćby tylko z tych powodów wietnamskie kobiety powinny być nimi zachwycone. Pierws

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał własny

Materiał własny

Autor:

Dana Łukasińska

Data:

18.12.2017