Marcin Kościelniak w niewielkim artykule "Pokolenie wieszaka" przeprowadził dowód na istnienie nowego pokolenia reżyserów, posiłkując się łączącym ich podobieństwem - cała trójka wykorzystała w swoich spektaklach deziluzyjny chwyt umieszczenia na scenie przedmiotu z teatralnej garderoby: wieszaka. To z kolei - poprzez demontaż teatralnych kategorii - służy ujawnieniu problemów kryzysu tożsamości. Widzę ten problem w twórczości młodych reżyserów, ale nie zgadzam się - kierowany najgłębszymi uczuciami dla ich teatru - na okrzyknięcie ich pokoleniem - z tekstem Marcina Kościelniaka polemizuje Jan Czapliński w miesięczniku kulturaenter.pl.
Krytyka teatralna ma (i zapewne mieć będzie zawsze) potrzebę porządkowania nowych zjawisk teatralnych, zjawisk, które wymykają się stosowanym dotychczas narzędziom i sposobom opisu. To potrzeba zrozumiała, bo w świecie ponazywanym i poukładanym czujemy się po prostu bezpieczniej. Konsekwencjami takiego porządkowania jest często trwałe poszerzenie krytycznoteatralnego dyskursu - tak było choćby w przypadku nazwania "brutalistów", "młodszych, zdolniejszych", czy "pokolenia porno". Niezależnie od tego, czy wektor przebiega od rzeczywistego zjawiska do języka, czy na odwrót - innymi słowy, czy jest to gest kreacji, czy opisu - nazwany fenomen ma zazwyczaj swojego mentora. Piotr Gruszczyński pozostanie na stałe związany z pojęciem "młodszych, zdolniejszych", tak jak "pokolenie porno" będzie zawsze dzieckiem Romana Pawłowskiego. Ten radosny, rozwojowy model miewa jednak swój rewers, ukrytą antytezę - konsekwencją takich normalizacji bywa bowiem, paradoksaln