Gdy w roku 1953 "Trans-Atlantyk" ukazał się drukiem, powieść powitały burzliwe, często sprzeczne reakcje. Jedni zapałali świętym oburzeniem, drudzy znów, mrugając porozumiewawczo w stronę autora (że wiedzą w czym rzecz), zachwycili się "Trans-Atlantykiem" jako udaną satyrą na przedwojenną Polskę, a konkretnie - na sanację. Dziś, po blisko 30 latach, gdy czas pomógł wyważyć oceny, można do "Trans-Atlantyku" podejść już bez emocji, a więc z wnikliwością, na jaką zasługuje. Nawoływał do tego sam Gombrowicz, i on pierwszy, poprzez swoje komentarze w "Dzienniku", przetarł ścieżkę do powieściowego świata, "który o tyle może być coś wart, o ile okaże się ucieszny, barwny, odkrywczy i pobudzający". Eugeniusz Korin, drugi (po Mikołaju Grabowskim) twórca i realizator scenicznej adaptacji "Trans-Atlantyku", poszedł tropem wskazanym przez Gombrowicza. Kogo na tej drodze spotkał, czy może - chciał spotkać? Spektakl Korina n
Tytuł oryginalny
Pośród strąconych bogów
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 1