Tak chyba należałoby określić wstydliwą chorobę, która szerzy się ostatnio w naszych teatrach. Przybiera ona rozmaite nazwy - od "adaptacji" poprzez "uwspółcześnienie" do "scenariusza według...", polega zaś na pokiereszowaniu wystawianej sztuki i doczepieniu do niej nazwiska reżysera. Żeby uniknąć nieporozumień, podkreślam, że nie chodzi mi ani o inscenizację, ani o scenografię, ani o oprawę muzyczną. Tu najdziwniejsze pomysły są sprawą normalną. Zdarzyło mi się nawet oglądać w TV "pantomimę śpiewaną", ale nie wzbudziła ona mojego zgorszenia. Mam na myśli wyłącznie manipulowanie tekstami zmarłych już przeważnie autorów, prowadzące z reguły do wypaczenia formy i trywialnego spłycenia treści dzieła. Typowym przykładem takiej - pożal się Boże - twórczości jest wystawiona niedawno w Teatrze Studio w Warszawie sztuka Daniiła Charmsa "Bam" (?). Znak zapytania w nawiasie stawiam dlatego, że Charms sztuki pod takim tytułem nigdy nie n
Źródło:
Materiał nadesłany
"Rzeczpospolita" nr 190