EN

18.06.2001 Wersja do druku

Poskramianie złośnicy

Z wielką przyjemnością delekto­wałem się Szekspirem i te­atrem na premierowym poka­zie "Poskromienia złośnicy". Smaku narobili mi kilka miesięcy temu malarze z kazimierskiej Kon­fraterni Sztuki, bo na namalowa­nym przez siebie płótnie (najsław­niejszy szekspirowski obraz, jaki po­wstał ostatnio w Polsce, wisi w holu) umieścili kilka bohaterek Szekspi­ra, ale nie Kasię złośnicę. Ponoć dla­tego, że kiedy genialny dramaturg przypłynął Wisłą do Kazimierza ze Stratfordu, to tutejsze panny i mę­żatki były mu tak chętne, że żadnej obłaskawiać nie musiał. Na scenie Petruchiowi (Paweł Sanakiewicz) nie poszło tak łatwo, bo zanim Kata­rzynę (Aneta Stasińska) poskromił, zeszło mu prawie trzy godziny, a mnie ani razu nie zdarzyło się zerk­nąć na zegarek. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że reżyser Bogdan Tosza świetnie zorganizo­wał przestrzeń teatru (aktorzy grają na scenie, widowni i balkonach), do minimum zredukował scenografię, da

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Poskramianie złośnicy

Źródło:

Materiał nadesłany

Dziennik Wschodni Lubelski nr 140

Autor:

Waldemar Sulisz

Data:

18.06.2001

Realizacje repertuarowe