Z wielką przyjemnością delektowałem się Szekspirem i teatrem na premierowym pokazie "Poskromienia złośnicy". Smaku narobili mi kilka miesięcy temu malarze z kazimierskiej Konfraterni Sztuki, bo na namalowanym przez siebie płótnie (najsławniejszy szekspirowski obraz, jaki powstał ostatnio w Polsce, wisi w holu) umieścili kilka bohaterek Szekspira, ale nie Kasię złośnicę. Ponoć dlatego, że kiedy genialny dramaturg przypłynął Wisłą do Kazimierza ze Stratfordu, to tutejsze panny i mężatki były mu tak chętne, że żadnej obłaskawiać nie musiał. Na scenie Petruchiowi (Paweł Sanakiewicz) nie poszło tak łatwo, bo zanim Katarzynę (Aneta Stasińska) poskromił, zeszło mu prawie trzy godziny, a mnie ani razu nie zdarzyło się zerknąć na zegarek. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że reżyser Bogdan Tosza świetnie zorganizował przestrzeń teatru (aktorzy grają na scenie, widowni i balkonach), do minimum zredukował scenografię, da
Tytuł oryginalny
Poskramianie złośnicy
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Wschodni Lubelski nr 140