Od mrocznej, pustej sceny reżyser radomskiego "Kordiana" prowadzi poprzez środek widowni długi pomost, na którym każe romantycznemu bohaterowi mocować się ze swoimi słabościami i wątpliwościami. Taki kształt spektaklu - nadany przed laty "Dziadom" przez Konrada Swinarskiego i spopularyzowany dzięki telewizyjnemu przeniesieniu Laco Adamika - musi nasuwać nieodparte skojarzenia. Zygmunt Wojdan od razu przywołuje na pamięć spór naszych narodowych wieszczów o rząd dusz, jak również fakt, że właśnie Kordian miał być odpowiedzią na III część Mickiewiczowskich "Dziadów". Ale Słowacki pisał "Kordiana" jako poetycką polemikę z poglądami, którym chciał się przeciwstawić, szukanie zatem przez inscenizatora cech wspólnych dla obu arcypoematów, choć interesujące, zobowiązuje. Zadanie okazało się na tyle trudne, że pozostawiło we mnie wątpliwość, czy myśl radomskiego spektaklu i intencje reżysera w pełni docierają do publiczności. Czy są
Źródło:
Materiał nadesłany
"Teatr" nr 8