W finale spektaklu scena teatru zamienia się w rzeźnię, gdzie ćwiartowane są ludzkie zwłoki. Tragedia? Niekoniecznie. Sztuka Irlandczyka Martina McDonagha jest do tego stopnia makabryczna, że aż śmieszna. Jej bohaterami są dwa wiejskie prostaki oraz terroryści z INLA, mniej znanego odłamu IRA, które chciałoby z Irlandii zrobić socjalistyczną republikę. Wszyscy "żołnierze" INLA, których widzimy, są bez wyjątku psychopatami, różnią się jedynie stopniem zaangażowania w zabijanie. A zabijanie odbywa się tutaj nie w imię jakichś wyższych celów, ale z powodu... uśmierconego kota Tomaszka. McDonagh, doprowadzając akcję "Porucznika" do absurdu, ośmiesza terroryzm i wszelkie ideologie, jakimi ów się żywi. Oczywiście można zapytać, jak się ma INLA do realiów polskich czy kieleckich? Ano tak, że gdyby postaci z "Porucznika" ubrać w dresy i nadać im polskie imiona, zrobiłoby się niebezpiecznie swojsko...
Tytuł oryginalny
Porucznik z Inishmore
Źródło:
Materiał nadesłany
Przekrój nr 1