Prostota inscenizacyjna najlepiej wydobywa wszystkie podskórne sensy dramatu - o spektaklu "Udręka życia" w reż. Iwony Kempy w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie pisze Anna Matras z Nowej Siły Krytycznej.
Niedawno przetłumaczony na język polski dramat "Udręka życia" Hanocha Levina stał się jednym z najbardziej rozchwytywanych tytułów tego sezonu. Poprzednie teksty tego autora, m.in. "Krum" czy "Sprzedawcy gumek", od pewnego czasu z dużym powodzeniem realizowane są na polskich scenach. "Udręka życia", prócz krakowskiej inscenizacji Iwony Kempy, miała już swoją łódzką wersję w reżyserii Agnieszki Olsten, a w Teatrze Narodowym grudniową premierę przygotowuje Jan Englert. Słodko-gorzka opowieść o kryzysie w dojrzałym małżeństwie to dramat zaliczany do nurtu komedii rodzinnych. Kto jednak zna choć trochę twórczość Levina, wie, że nie tak łatwo poddaje się ona prostym klasyfikacjom. Autor bowiem swobodnie miesza w swoich tekstach komizm z tragizmem, a poważne problemy przypisuje groteskowym bohaterom. Podobne mechanizmy widoczne są w "Udręce życia". Małżonkowie z trzydziestoletnim stażem: Jona Popoch (Tomasz Międzik) i jego żona Lewiwa (Anna Tom