"Spalenie matki" w reż. Michała Kotańskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Jarosław Zalesiński w Dzienniku Bałtyckim.
Homoerotyczne pocałunki i uściski, męska nagość, transowa muzyka, soczyste sceny i słowa - "Spalona matka" Pawła Sali w teatrze Wybrzeże ma w sobie to wszystko, co mieć powinna prawdziwie współczesna polska sztuka. Bogu dzięki, ma też jednak coś jeszcze. Dopóki reżyser Michał Kotański ekscytuje się bezpruderyjną otoczką tekstu Sali, dopóty efekty są umiarkowane. Ta męska nagość na przykład: pod prysznicem, że już nie można było banalniej. Za to tam, gdzie przechodzi nad nią do porządku, dotyka spraw podstawowych. Długa ściana szpitalnego korytarza, z wymalowaną olejną farbą lamperią w jakimś sinozielonym kolorze. W tej scenografii każdy z nas zdążył już przeżyć czyjąś chorobę, może zdążył przeżyć czyjąś śmierć. W scenografii Pawła Walickiego taka lamperia ciągnie się niemal przez całą długość sceny. Obite cynkowaną blachą drzwi to już prawie prosektoryjny klimat. Tu wszyscy wydają się chorzy, nie tylko umieraj