EN

13.10.2016 Wersja do druku

Porgy and Bess w La Scali

Ten tytuł należy do najbardziej upragnionych realizacji niemal wszystkich operowych dyrektorów na świecie. Tylko niewielu - zwłaszcza poza Ameryką - udaje się włączyć go do repertuaru. Działająca w Nowym Jorku Fundacja Gershwinowska, kierowana przez potomków Kompozytora, stawia każdorazowo kilka trudnych do spełnienia warunków, zanim wyrazi zgodę na premierę gdziekolwiek - felieton Sławomira Pietrasa w Angorze.

Najtrudniejszy jest wymóg obsadzenia wszystkich postaci występujących na scenie artystami czarnoskórymi. Wszak jest to spektakl rozgrywający się w środowisku murzyńskich rybaków na przedmieściach Charlestonu. Trzykrotnie podchodziłem do tego tematu, dyrektorując w Łodzi, Warszawie i Poznaniu. Wprawdzie za "boskich" czasów Polski Ludowej zagrano "Porgy and Bess" we Wrocławiu, jako że wtedy, siedząc za żelazną kurtyną, nie trzeba było się nikogo o nic pytać, ale rezultat był krótkotrwały i opłakany. Ówczesny reżyser i dyrygent nie mieli bladego pojęcia o poetyce scenicznej i klimacie muzycznym tego arcydzieła. Cały zespół występujący na scenie pomalowany na czarno przypominał raczej bandę zbuntowanych kominiarzy, a pozytywnie zapamiętani zostali jedynie niektórzy soliści: Maria Łukasik (Bess), Krzysztof Sitarski (Porgy), Piotr Ikowski (Crown), Halina Słoniowska (pięknie śpiewająca słynną "Summertime") oraz Ludwik Mika jako Sporting Live.

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Porgy and Bess w La Scali

Źródło:

Materiał nadesłany

Tygodnik Angora nr 42/16.10

Autor:

Sławomir Pietras

Data:

13.10.2016

Wątki tematyczne