Poniższe napisałem na prośbę redakcji z okazji dzisiejszej premiery przedstawienia w Teatrze Ateneum w Warszawie. Jest to - jak mi powiedziano - przedstawienie o Jerzym Dobrowolskim. Kolegom z Ateneum kibicuję z całego serca. Wiem przecież, za jak trudną rzecz się zabrali.
To było dawno - trzydzieści kilka lat temu. Siedzieliśmy we dwóch, Jurek Dobrowolski i ja, zajęci bardzo, czyli siedzieliśmy nie robiąc nic. - Stasiu - powiedział Jurek - przede wszystkim chciałbym ustalić, czy ja mogę się tak do ciebie zwracać? To znaczy, mówić ci, Stasiu, Stasiu? - Oczywiście, Jurku. Możesz mi mówić Stasiu... To krótkie wspomnienie o Jerzym Dobrowolskim zaczynam rozmową, która raczej musi wydawać się bez sensu. Dwaj faceci, którzy znają się od lat, jak łyse konie - i takie pytanie? O co chodziło? Otóż zawsze chodziło o to samo: o najważniejsze chodziło. A co było najważniejsze? Dobre pytanie. Nie wiadomo właśnie, co. I o to chodziło. - A zatem, Stasiu, skoro tak ci mogę mówić. Czy możesz zapamiętać - z tym, że wtedy już musisz zapamiętać na całe życie, rozumiesz? - Rozumiem chyba. Co mam zapamiętać? - Cztery nazwiska, Stasiu. - Jakie, Jurku? - Już ci mówię, Stasiu. Armatys, Mikus, Kureczko, Da