"Jak, do diabła, możemy żyć, wiedząc, że dzieją się takie rzeczy?" Tym pytaniem Martín Caparrós otwiera swój głośny reportaż "Głód". Jak? Obojętnie. Możemy chcieć coś zmienić. Ale to nic nie zmieni. To nie ostatnie pytanie, które padnie ze sceny - o spektaklu Anety Groszyńskiej w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie pisze Piotr Raganowicz-Macina z Nowej Siły Krytycznej.
Kim jest mój bliźni? To ojciec, brat, a może umierające z głodu, śmierdzące dziecko z drugiego końca świata? Jak możemy pomóc głodującym? Przez fundacje? Pomoc humanitarną? Kościół? Czy w ogóle możemy cokolwiek zrobić? Jak wygląda śmierć z głodu? Siedemsetstronicowy raport Caparrósa nie ma jednego bohatera ani prostych odpowiedzi. Anecie Groszyńskiej udaje się uchwycić i przedstawić tę "nijakość". W spektaklu, który zrealizowała w Starym Teatrze w Krakowie, aktorzy (Szymon Czacki, Urszula Kiebzak, Katarzyna Krzanowska i Małgorzata Biela) podszywają się pod ludzi Zachodu i pod ofiary głodu, grając: polityków, dobroczyńców, krowy, Matkę Teresę z Kalkuty, Martína Caparrósa, siebie samych i nas. W dresach i śnieżnobiałych trampkach wyglądają jak współcześni everymani. Metalowy kontener na scenie, taki, w jakim wysyłana jest pomocowa żywność; blaszak, który dla milionów mieszkańców trzeciego świata stanowi jedyny fragment zacho