Czasem warto posłuchać biskupa. Rzadko, bo rzadko - ale jednak - pisze Witold Mrozek w felietonie dla e-teatru.
Ordynariusz drohiczyński, Antoni Pacyfik Dydycz OFMCap, powiedział na Jasnej Górze, że rząd kontroluje sejm, a sejm nie wywiązuje się z konstytucyjnego obowiązku kontrolowania rządu. Od razu - głosy oburzenia. Poseł Armand Ryfiński z Ruchu Palikota doniósł nawet na biskupa do prokuratury, że ponoć zmierza do obalenia polskich władz. Jakby Kościołowi, rozsiadłemu na dobrach "odzyskanych" dzięki wiadomej Komisji jeszcze z carskich kasat i ssącemu łapczywie publiczne środki, obalenie obecnej władzy miało być na rękę. Z kolei felietonista Stanisław Tym z szacownej "Polityki" Dydycza wykpił - duchowny miał stać się ofiarą "pomroczności jasnogórskiej, wypowiadając się w sprawach, o których nie ma pojęcia". "Bo przecież Sejm nie kontroluje rządu, a rząd Sejmu" - cierpliwie tłumaczył satyryk biskupowi, ku uciesze inteligenckiego czytelnika. I tu nagły zwrot akcji. Gdy chwilę później do mediów wyciekł regulamin klubu poselskiego PO, opinie