"Mayday 2" w reż. Marcina Sławińskiego w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.
Niegdyś popularny był refren Młynarskiego: "Ludzie to lubią, ludzie to kupią, byle na chama, byle głośno, byle głupio". I rzeczywiście wciąż "kupują", czego dowodem "Mayday 2" w Teatrze Powszechnym oraz finałowe gromkie brawa na stojąco... Farsą Raya Cooneya ratowała się finansowo niejedna scena. Pierwsza część "Mayday" od 2004 roku nie schodzi z afisza Teatru Nowego, choć została rozjechana przez recenzentów i choć zmieniały się dyrekcje, co fakt ów potwierdza. Ale po co układać te same klocki przed publicznością tego samego miasta, skoro już istnieje oczywisty dowód na to, że tekst jest beznadziejny, a gagi prymitywne? Powtarzanie inscenizacji polegającej znów na trzaskaniu sześcioma parami drzwi jest nadużyciem wobec widowni. Tym razem taksówkarz bigamista (Piotr Lauks) ma nie tylko problem z oszukiwaniem dwóch żon (Barbara Lauks i Beata Ziejka), ale z dziećmi z obu małżeństw (Katarzyna Kowalczuk i Mateusz Olszewski), które poznały si