Przed emisją "Popiołu i diamentu" w reż. Zygmunta Hübnera, nikt nie był łaskaw poinformować niezorientowanych widzów, że nie jest to widowisko premierowe, lecz praca sprzed paru dobrych lat. Oglądałem ją wówczas i teraz, za każdym razem próbując oddalić od siebie pamięć o filmie Andrzeja Wajdy ze Zbigniewiem Cybulskim - niestety, daremnie. W tamtym filmie, nie wolnym przecież od uproszczeń, mnożącym bez umiaru Krzysztof Kolberger w spektaklu wg "Popiołu i diamentu" znaki i symbole. Była wysoka temperatura emocjonalna, której odpowiadało podobne nastawienie widowni. Publiczność na coś takiego właśnie czekała, i to oczekiwanie zostało w pełni zaspokojone. Ale to tylko kwestia naszego, polskiego odbioru tego filmu, który odniósł olbrzymi sukces za granicą, więc musiało w nim być coś spoza naszej egzaltacji, coś, po prostu, z dobrego kina, i z niezmiernie ciekawej powieści. Właśnie "coś", bo nie wszystko; całe
Tytuł oryginalny
Popiół i diament
Źródło:
Materiał nadesłany
Tak i Nie - Katowice nr 31