"Alina na zachód" w reż. Pawła Miśkiewicza w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Tadeusz Nyczek w Przekroju.
Rzecz dzieje się na amerykańskiej podmiejskiej stacji benzynowej. Od dawna nieczynnej, przerobionej na prymitywne locum matki szajbuski i syna trochę nie tego. Szajbuska pracuje wprawdzie w banku i stara się trzymać szpan, ale gdy wraca do swojej nory i towarzystwa popaprańców zalegających wokół, przypomina dużego bąka kręcącego się z poczucia bezsensu. Synek nie tego doznaje wizji szczęścia w postaci eleganckiej pannicy w białym fordzie mustangu, co zatrzymała się na stacji w prostym celu ulżenia pęcherzowi. Po obejściu plącze się jeszcze para starych dziwaków i jacyś szemrani kolesie. Wszyscy mówią dziwnym językiem z pogranicza realizmu i liryki. Skutek ten, że i spektakl stara się podążać za mówionym stylem, zataczając się od dosłowności do nierealności. Trudno powiedzieć, byśmy opuszczali teatr specjalnie o coś mądrzejsi. O życiowych odpadkach powstało już takie mnóstwo utworów rozmaitego autoramentu, że jeszcze jeden chyba niespec