"Kupiec Mikołaja Reja", projekt Michała Zadary w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Otwieram program, zakładam okulary, czytam, bo chcę zrozumieć. Od lat tak czynię w Starym Teatrze. Przed przedstawieniem studiuję słowa znawców tematu oraz artystów, by choć przez minutę rozumieć to, czego nie pojmę oglądając. Czytam więc: "KUPIEC Mikołaja Reja. Projekt Michała Zadary"... Co? Przecieram szkła. Projekt? Przecież tu zawsze stało jak byk: reżyseria. A teraz? Projekt jako spełnienie? Czyli co? Na przykład - projektujesz imprezę, a gdy goście przyjdą, dajesz im do wypicia papier milimetrowy z precyzyjnie rozrysowanym planem, gdzie kto przy stole siedzi? Projekt? Coś pomiędzy? Jeszcze nie reżyseria, ale też, Boga chwalić, już nie nicość? Jasny bąbelek nadziei nad bagnem? Niby-reżyseria? Przed-reżyseria? Ćwierć-reżyseria? Reżyseria dyskretna aż tak, że niewidzialna? Pichcenie półsurowizn? Poniekąd reżyseria? Znów? Zaraz zacznie się kolejne olśnienie z gatunku "work in progress"? Stary Teatr więc wciąż jest ministerialnym