Miałem okazję pogadać trochę z Krystianem Lupą w Krakowie, gdy odsiadywałem trzydniówkę w Teatrze Kameralnym oglądając "Maltego". Jakiś czas później Lupa przyjechał do Warszawy odebrać nagrodę im. Leona Schillera, przyznawaną przez ZASP. Jeśli w teatrze Lupa był jak ryba w wodzie, to w warszawskiej siedzibie ZASP-u sprawiał wrażenie człowieka raczej osobnego. Kiedy stał na tle wysokich okien, za którymi walił gęsty marcowy śnieg, wyglądał prawie jak postać z własnego teatru - nie na swoim miejscu, nie w swoim czasie. Pomyślałem wtedy, że Lupa nawet w chwilach triumfu pozostaje osamotniony. Może dlatego, że widzi coś, czego nikt inny nie widzi i w związku z tym źle znosi rytualne formy zachowań społecznych, takie choćby jak uroczystości wręczania nagród; trzeba go traktować albo śmiertelnie poważnie, albo dać sobie spokój - nic pośrodku, żadnych kompromisów. Myślę też sobie, że Krystian Lupa jest dziś najbardziej anachroniczny
Tytuł oryginalny
Pomyślenia przy Lupie
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 4/5